Ważne, żeby mieszczuch na wsi ujrzał coś więcej niż dechy.
Zanim zrobiło się naprawdę ciepło, widoczne już były mikroskopijne ślady nadejścia wiosny. Suchotki, kiełki, zazielenienia, wyklucia spod ziemi wyszły na światło pierwszego słońca. Biernym obserwatorem całego zjawiska okazała się szara ropucha.
To nasze rodzinne letnisko, które znam od wczesnego dzieciństwa. Kilka razy w roku uciekamy z miasta aby przeżyć tu szok tlenowy, nasycić wzrok, nakarmić duszę (i nie tylko). Ciężko żyć bez Łachy – miejsca, z którego już bardzo blisko do Łomży. Zitojta!
Wyjechać na wieś i nie wypić świeżego mleka to jak wejść do pubu i zamówić colę. Zgodnie z tym staropolskim powiedzeniem idziemy w dobrym, rodzinnym towarzystwie do sąsiadujących z nami krów. Jak zwykle przy takiej okazji spotykamy także innych tubylców. Mleko prosto od krowy – muuuusicie kiedyś tego spróbować.
Zaczyna wiać, przyganiać w naszym kierunku ciemne chmury. Burzę widać, słychać i czuć. Mamy kalosze, czas i niepowtarzalną okazję do uchwycenia tego wszystkiego na zdjęciach. „Ciemno to widzę” brzmi tym razem wyjątkowo optymistycznie, nawet gdy pies wygląda po takim spacerze jak zmokła kura.
Copyright 2019 MILUNA. Wszelkie prawa zastrzeżone.