CZYLI SKĄD TEN POMYSŁ I JAK POWSTAJE CYJANOTYPIA?
Co jakiś czas budzi się we mnie potrzeba poznania czegoś nowego. Czasem przekuwam to na upiększanie balkonu, sadzenie własnego lasu w słoiku albo poznawanie jakichś nieznanych mi wcześniej działań plastycznych. Podobnie było tym razem. Z pewnością pomogło to, że w styczniu 2020 roku brałam udział w warsztatach z tworzenia cyjanotypii, organizowanych podczas Festiwalu Fotografii Eksperymentalnej #EXP20 w Barcelonie. Dowiedziałam się tam, jak stosować tę dawną technikę, kojarzoną najczęściej z fotogramami roślin. Moja pierwsza próba wyglądała tak:
Stałam się absolutną fanką tej techniki. Jednak szybko przekonałam się, że tworzenie kolejnych fotogramów przedmiotów mi nie wystarczy. W pracy komercyjnej często posługuję się kolażami, by przygotować dedykowaną pod zamawiającego grafikę. Połączyłam te doświadczenia i postanowiłam dać ujście moim wciąż nie do końca zdefiniowanym fantazjom. Tak przez tworzenie własnych kolaży zaczęła się podróż wgłąb własnej głowy – chociaż w czasie pracy nad kliszami silnie utożsaniam się z każdą kompozycją, to efekt końcowy niemal zawsze mnie zaskakuje.
DOŚĆ WSTĘPU.
Teraz dla ciekawskich – jak to działa – w pigułce.
Pierwszym, co muszę zrobić, jest przygotowanie papieru. Wybrałam do tego fakturowany 160g, firmy Canson. Wcześniej przygotowaną chemię światłoczułą nakładam starannie na każdy arkusz.
Zazwyczaj robię to wieczorem – przygotowane kartki muszą wyschnąć. Dobrze jest dać im na to dobę, chociaż rzadko wystarcza mi cierpliwości, by nie zacząć naświetlania już z samego rana.
W momencie, gdy papier jest gotowy, wybieram wzór kliszy, który chcę tym razem powielać. Każdy z nich wcześniej drukuję na folii i starannie wycinam, żeby na odbitce nie pojawiały się znaki krawędzi kalki tylko sama grafika. Tym razem – będzie poranna „kawiarka”. Kliszę układam na papierze, dociskam szkłem i wystawiam na działanie promieni UV. Chętnie wykorzystałabym do tego słońce ale w naszym klimacie pogoda bywa kapryśna i ciężko jest kontrolować efekt finalny.
Gdy uznam, że obraz naświetlał się wystarczająco długo, wyłączam lampę. Praca wygląda wtedy tak:
To jest czas, na kąpiel w wodzie destylowanej. Emulsja chemiczna jest na tym etapie wypłukiwana. Zostaje nam obraz w odcieniach błękitu. Dokładnie płuczę odbitkę a następnie wzmacniam kolor i nasycenie dzięki działaniu wody utlenionej.
Zostaje już tylko wysuszenie odbitki i gotowe 🙂
Jeśli spodobał Ci się artykuł i technika, zapraszam do odwiedzenia podstrony: sklep.miluna.pl
Copyright 2019 MILUNA. Wszelkie prawa zastrzeżone.